Faszerują nas tą nadzieją świetlanej przyszłości, z myślą o tym, że będą mocno nadziani. Gotuję więcej, faszeruję i nadziewam na przemian.
Grzyby, broń Bóg nie stare i cebulkę z przeceny, po hurcie- podsmażam, aż czacha dymi. Pieprzę to wszystko i solę też. Wyciągam bakłażany z Lidla, bo akurat po niemieckim, zaraz był tydzień polski. 4 kupiłam, taki mały hurt, ale tu nikt na to nie patrzy, żeby po taniości, bo już podobno najtaniej. Kroję teraz na pół fioletowe cudeńka, wydrążam, nadziewam tym dobrem z patelni. I co na koniec? Starty na grubo ser, rzucam niedbale i zasmażka....żart. I na trzy zdrowaśki do pieca. Chcę rozwalić nozdrza. I że ja takie rzeczy potrafię, noooo, noooo, kto by pomyślał? Bakłażany doprawione sercem i wszystkimi zmysłami legły na talerzu.
Wyzionęły fioletowego ducha.
Komu, komu, bo wychodzę z domu?
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz