Zamknij

Bogdan Rozważny: Biedna mała

Bogdan Rozważny 04:43, 04.10.2025 Aktualizacja: 01:30, 09.10.2025
Skomentuj

Będąc dziennikarzem redagującym cykl artykułów traktujących o ochronie przyrody, trzeba mieć sporo szczęścia, umiejętności i wrażliwość by zielony świat dostrzegać takim jaki on jest. Pożądanym jest być zręcznym, aby znaleźć się w danym czasie i miejscu. Dalej to już samo życie pisze - co zacz.

Otóż, krótko po przesileniu letnim ruszyłem w teren. Mimo wczesnej, rannej godziny było ciepło, a ledwo widoczny zza korony drzew krwisty dysk wstającego słońca - nadawał otoczeniu status budzącej się potęgi Matki Natury.

Gdy dojechałem do celu słoneczny krąg płonął emanując już białą barwą swego oblicza, a obrzeże blednąc nieco stawało się jasno - czerwo,ne od którego rozchodziły się strzępiaste, ciemniejące w swej głębi obłoki. Owe, nabierając masy stopniowo zmieniały kolor na brunatny. Wyżej, widoczna u góry, a pochylona ku słońcu chmurka z jasnymi strzępkami, uformowała zatokę do której „wpłynęła” luna.

Na ziemi, wiaterek z zapałem tarmosił obsypane liśćmi gałęzie drzew, a dorodny myszołów od momentu gdy wysiadłem z samochodu wisiał mi nieruchomo nad głową i korzystając z ciepłych prądów wznosił się, wraz opadał wyraźnie dając do zrozumienia – kto tu jest kto…

Czując na sobie uporczywy wzrok „drapolka” usiłowałem obmyśleć awaryjny plan w którym ja: tu i teraz człowiek silny mocą antropopresji – chce zejść z oczu stworzeniu by owy mógł zapolowć, wykarmić swą rodzinę oraz spokojnie żyć dalej.

Wtedy zdawałem sobie sprawę, że przedstawiony sposób myślenia nie jest zbyt popularny pomiędzy Bałtykiem, a Karpatami. Będąc jednak zdeterminowany by plan zrealizować, więc rozejrzałem się wokół i dostrzegłem w pobliżu czatownie stojącą na czterech słupkach. Owa skojarzyła mi się jako domek Baby Jagi z bajek dla niegrzecznych dzieci. Mając na oku patrolujacego swój teren ptaka zwinnie, chyłkiem dałem nogę w kierunku upatrzonej chatki. Wdrapałem się na drabinkę, a gdy owy był do mnie odwrócony ogonem poprzez otwarte drzwi wszedłem do środka.

Pomyślałem: „Drapolku” zszedłem ci z oczu, więc bądź szczęśliwy i rób swoje, a ja rozejrzę się po terenie. Chwyciłem lornetkę. Raptem, jak gdyby od podłogi po ściance wejściowej ku górze sunął dźwięk - ni to buczenie, albo szum tarmoszonego wiatrem listowia, a możę nawet wezwanie: spadaj - póki jesteśmy dobrzy… Zerknąłem w kierunku otwartych drzwi i zdębiałem…

W przestrzeni o której mowa unosiło się i opadało kilkanaście zjeżonych – szerszeni. Poznałem, owe nie były nastrojone gościennie. W ciągu kilku sekund starałem się znależć plan ucieczki… Myslałem gorączkowo: okna małe – są za wysoko, drzwi otwarte, ale wyjścia pilnują owady, jestem obwieszony sprzętem, koszulka z krótkimi rękawami. Ludzie! Co robić? Nagle, w promieniach wpadajacego przez okienko słońca ujrzałem zbliżające się migotliwe błyski skrzydeł obrońców gniazda. Ruszyły!

Zamknąłem oczy, dwa skoki do drzwi, chwyt za poręcz i skok o trzy szczeble w dół. Spojrzałem. Trudno uwierzyć lecz minęliśmy się! Pynio mi się uśmiechnęło, pomyślałem wręcz: mam was w … , a tu: trach, trach, trach - po gołych rękach. Następny skok metodą spadajęcego liścia. Byłem wreszcie na ziemi. Gramoląc się jęknąłem, otrzepałem i już czułem zażegnanie problemu gdy niczym rozpędzony pocisk uderzył we mnie okazały samiec. Uchyliłem się nieco, lecz trafienie okazało się najbardziej bolesne. I… jak po wielkiej bitwie opada kurz – dopiero tam i wtedy zapadła cisza.

Wreszcie wstałem, poprawiłem plecak, chwyciłem leżący w trawie sprzęt i biegiem do samochodu. W głowie huczało. Co będzie dalej…? Gdy byłem tuż, tuż przyszła zbawienna myśl: Lubisz miód, więc będzie ok. W sekundę wyhamowałem. Oparty o samochód, rozejrzałem się wokół: będzie dobrze - pomyślałem. Pobolało i przestało. Postanowiłem w przyszłości szerokim łukiem omijać czatownie.

Z życia wzięte: Kiedyś gdy pszczoła wpadła do pokoju gospodarz otwierał szerzej okno i pomagał biedulce – żeby wyleciała. Obecnie, często chwyta klapkę na muchy i wygania z pokoju dzieci, psy i koty, a pszczółka - od wielu tysiącleci przyjaciółka staje się byłą dobrodziejką albowiem - ląduje bez życia w śmieciach.

Wymysł mówienia o pszczołach niosących zagrożenie, a niewiele o korzyściach jakie dzięki wspomnianym owadom mamy. Kilkanaście lat wstecz natknąłem się na wywiad jaki przeprowadzała młoda dziennikarka z bartnikiem o wspomnianym wyżej problemie, a prawie nic o korzyściach płynących z hodowli pszczół. Współczułem dziewczynie w dwójnasób ponieważ wyglądała na wystraszoną oraz nie była wprowadzona szerzej w temat. Sprawa dotyczyła: doświadczeń Państwa Środka na temat eksterminacji wróbli i pszczół w tym kraju oraz o problemach pszczelarskiech w USA. A już ci!

A, one mimo że jako przyjaciele i darczyńcy mieszkały z nami od zawsze, a wystarczyły niecałe trzy dekady i zrobiliśmy z nich niebezpiecznych współplemieńców. A św. Franciszek mawiał: „Stworzenia, to nasi bracia mniejsi” Gwoli ścisłości w temacie: aktywność pszczół w UE przynosi roczny dochód ponad 12 mliardów Euro. Nie może być, a jest.

 

(Bogdan Rozważny)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%