Wymieramy. Tak można określić obecną sytuację Polski pod względem starzenia się społeczeństwa oraz gwałtownego spadku liczby urodzeń. Zapaść demograficzna zaczyna dotykać coraz większą liczbę państw – głównie tych wysoko rozwiniętych. Dziwnym trafem, wskaźnik dzietności koreluje bardzo sprawnie ze stopniem rozwoju gospodarczego. Polska jest jednym z trzech państw na świecie notujących najwyższe wzrosty od roku 1989, a na podium stoimy tuż za Chinami i Litwą. O ile na chwilę obecną święcimy triumfy niebywałego postępu ekonomicznego, o tyle w najbliższej przyszłości czeka nas poważna korekta skutkująca – z dużym prawdopodobieństwem - katastrofą finansów publicznych, systemu emerytalno-rentowego oraz służby zdrowia. Ale dzisiaj nie będę pisał o skutkach. Dzisiaj zastanowimy się nad aspektem przyczynowym.
Po II wojnie światowej mieliśmy do czynienia z pokoleniem tzw. baby boom. Byli to ludzie wkraczający w dorosłe życie z bagażem traum oraz licznymi wyzwaniami w związku z ogromnymi stratami ludzkimi. Mimo trudnych początków, kraj sukcesywnie podnosił się z ruiny, choć przez panujący system komunistyczny oraz brak wsparcia z planu Marshalla, nie było to takie tempo jak na Zachodzie. Względna stabilizacja spowodowała drastyczny przyrost urodzeń, a ówczesny indeks dzietności wynosił między 2,5-3 dziecka na jedną kobietę w wieku rozrodczym. Przypomnę, że według danych Głównego Urzędu Statystycznego w roku 2024 współczynnik ten wyniósł 1,1 (według innych źródeł był jeszcze niższy).
Co się zmieniło na świecie, że nie potrafimy utrzymać zastępowalności pokoleniowej? Dlaczego podobna sytuacja występuje w całej Europie oraz przytłaczającej większości krajów wysoko rozwiniętych lub szybko rozwijanych? Zjawisko depopulacji zostało przebadane przez wielu socjologów czy ankieterów próbujących znaleźć odpowiedź na drastyczne spadki. Wyniki badań są jednoznaczne, lecz ich interpretacja nie jest już taka prosta.
Spójrzmy na pierwsze lepsze badania, które było szeroko omawiane w różnych mediach. Wynika z nich, że przeważające przyczyny braku potomstwa u młodych ludzi to brak mieszkania, brak stabilnej pracy, wysokie koszty utrzymania dziecka, brak wystarczającej liczby żłobków czy obawy o przyszłość. Wszystkie te rzeczy mieszczą się w klamrach typowo socjalnych problemów oraz chęci zapewnienia jak najlepszych warunków dla rozwoju dziecka. Bardziej niepokojący jest postępujący indywidualizm oraz hedonizm skutkujące przeróżnymi kampaniami w portalach internetowych przeciwko idei posiadaniu dzieci, które mają być ogranicznikiem dla osobistego szczęścia, rozwoju, spełnienia, kariery itd
Warto przytoczyć także niedawne badania zza oceanu przeprowadzone w USA, których wyniki zostały zaprezentowane w stacji telewizyjnej MSBCN. Pomimo sporej odległości między naszymi krajami, w wielu aspektach nasze społeczeństwa są podobne. W badaniu zapytano grupę mężczyzn i kobiet o dwanaście najważniejszych priorytetów w życiu.
Mężczyźni w pierwsze trójce wskazali:
1. Posiadanie dzieci.
2. Dążenie do finansowej niezależności.
3.Posiadanie spełniającej pracy.
U kobiet priorytety były całkowicie odmienne:
1. Posiadanie spełniającej pracy.
2. Posiadanie pieniędzy na przyjemności i rzeczy, które chcesz zrobić.
3. Emocjonalna stabilność.
O dziwo, posiadanie dzieci znalazło się na ostatnim miejscu wśród kobiecych priorytetów. Wydawałoby się, że instynkt macierzyński jest silniejszy niż męskie pragnienia o przedłużeniu rodu, natomiast wyniki badania przypominają pracę amerykańskiego etologa Johna Calhuna.
W latach 1968-1972 uczony przeprowadził niezwykle intrygujący eksperyment badający zmiany w populacji kontrolowanej hodowli myszy. W klatce umieszczano cztery mysie pary, które miały zapewnione idealne warunki do rozwoju: nieograniczone pożywienie i wodę, materiały do budowy gniazd, brak zagrożeń ze strony drapieżników, optymalne warunki termiczne oraz opiekę medyczną chroniącą przed chorobami zakaźnymi. Jedynym ograniczeniem była wspomniana klatka. Wydawałoby się, że w tych warunkach należało uzyskać maksymalną populację osobników, która nigdy nie ulegnie zmniejszeniu. Wnioski okazały się całkowicie odmienne.
W pierwszej fazie myszy dokonały podziału terytorium. W fazie drugiej nastąpił gwałtowny przyrost naturalny, w którym osobniki dominujące o wyższym statusie społecznym posiadały liczniejsze potomstwo. Tworzą się zręby zorganizowanej społeczności. W fazie trzeciej dochodzi do osiągnięcia maksymalnej populacji myszy. Samce w warunkach braku zagrożenia tracą umiejętność obrony terytorium, samice stają się agresywniejsze tracąc jednocześnie instynkt macierzyński – dochodzi do porzucania potomstwa. W fazie czwartej zaczyna się wymieranie populacji. Samice przestają zachodzić w ciążę, a ostatecznie tracą zdolność do reprodukcji. Potrzeby społeczne ulegają całkowitemu rozpadowi, zaś osobniki koncentrują się jedynie na własnym wyglądzie oraz wykonywaniu podstawowych czynności życiowych.
Każdy z osobna musi sobie odpowiedzieć na pytanie: czy można to odnieść do populacji ludzi? Twórca doświadczenia był o tym przekonany, natomiast trzeba przyznać, że wiele z obserwowanych zachowań można zauważyć w czasach współczesnych. Wyniki eksperymentu są również zbieżne z teorią
superbodźca holenderskiego biologa i laureata Nagrody Nobla, Nikolaasa Tinbergena. Badacz zauważył, że organizmy żywe mogą reagować znacznie mocniej na wyolbrzymione, sztuczne bodźce niż na ich naturalne odpowiedniki, powodując znacznie intensywniejsze oddziaływanie na ośrodki nagrody w naszym mózgu.
Najprostszym przykładem supebodźca są wysoko przetworzone słodycze, które bardzo szybko uzależniają podsycając pragnienie sięgnięcia po słodką przekąskę, która zawiera dużo więcej cukru niż jakikolwiek owoc. Innym superbodźcem jest pornografia, która zaspokaja potrzeby fizycznego współżycia czy przebywania w związku eliminując ryzyko zdobywania uwagi płci przeciwnej, a sam dostęp do tych treści jest powszechnie dostępny na wyciągnięcie ręki. Narażeni są głównie młodzi mężczyźni wkraczający w dorosłość borykający się z burzą hormonów i zmian we własne cielesności, nad którymi trudno zapanować. Zetknięcie się z pornografią w młodym wieku powoduje zakrzywienie pojmowania wzorców społecznych przy jednoczesnym skoncentrowaniu się na szybkich przyjemnościach silnie oddziałujących na mózg – identycznie jak wspomniany cukier. Bez dzieci, bez zobowiązań, bez problemów, bez stałych związków. Jest to całkowicie zbieżne z danymi demograficznymi, gdzie obecne młode pokolenie wykazuje najmniejsze zaangażowanie w reprodukcję oraz tworzenie stabilnych związków.
Na szczęcie w Polsce mamy enklawy wysokiej dzietności, które wynikają głównie z kultury opartej na tradycyjnych wartościach skoncentrowanych wokół rodziny oraz ważnej roli religii w codziennym życiu. Takim przykładem są powiaty kartuski i wejherowski na Pomorzu, przodujące od lat w rankingach ogólnopolskich. Przy okazji warto zauważyć rekordowo niski wskaźnik rozwodów w tych rejonach. Można wadzić się z hierarchią kościelną oraz wybrykami jej przedstawicieli, jednakże wzorce zawarte w naukach Pisma Świętego przekazują od pokoleń elementarne porady dla przetrwania gatunku.
Mariaż tych przykładów pozwala mi wysnuć kilka głównych tez opisujący problem dzisiejszej dzietności. Przede wszystkim czynnikiem determinującym posiadanie potomstwa są wartości życiowe, na których opieramy własny byt. Jeżeli najistotniejsza jest dla nas rodzina to naturalnie będziemy zabiegać o jej powiększenie. Kolejnym ważnym czynnikiem jest dobór odpowiedniego partnera, z którym tworzy się długotrwałe i stabilne związki zapewniające znakomite środowisko dla rozwoju dziecka. Im bardziej koncentrujemy się na zaspokajaniu własnych potrzeb (np. kariera, podróże, rozwój osobisty), tym mniej potrzebujemy obciążeń w postaci dzieci czy małżonka. W świecie narcyzów oznacza to zbędne obciążenia. Dzieci, w szczególności maluchy, wymagają uwagi i poświęcenia, a w konsekwencji częstokroć nieprzespane noce, wizyty u lekarzy, angażowanie się w wychowanie kosztem własnego wolnego czasu.
Często też słyszy się, że na początek trzeba na dziecko zarobić, dlatego zaczynamy od rozwoju kariery. Ile lat ma człowiek, który czuje, że jego kariera jest na odpowiednim etapie? 30? 40? 50? Ludzie wchodzący w dorosłość po 1990 roku podążali za rytmem naturalnym. Kobiety rodziły pierwsze dziecko w okolicach 22 roku życia. Obecnie ta granica przesunęła się powyżej 28 lat życia kobiety. Jaka jest różnica? Macierzyństwo znosiło się znacznie lepiej będąc młodym i silnym. Obecnie wiele par decyduje się na pierwsze dziecko będąc tuż przed „czterdziestką”. Efekt to mniejsze szanse na zajście w ciążę i wszystkie problemy z tym związane, większe ryzyko wystąpienia chorób genetycznych, a przede wszystkim dużo większe zmęczenie wychowywaniem dziecka. Może i w tym wieku stać już na komfortowe życie, lecz zmęczenie jest znacznie większe niż u dwudziestokilkulatka. W konsekwencji większość par poprzestaje na jednym potomku. Może to o czym piszę to zwykły truizm, banalna prawda, ale na wszystko w życiu jest czas, który w głównej mierze determinuje nasz wiek. Od okresu szkolnego, przez dojrzewanie, zakładanie rodziny, pracę, oby szczęśliwą emeryturę i ostateczny koniec.
A sprawy socjalne? W wielu przypadkach to dobra wymówka. Nasi przodkowie żyli w znacznie gorszych czasach, gdzie dostęp do bieżącej wody był luksusem, a mimo przeciwności losu walczyli o przetrwanie w niesprzyjającym świecie. Jedynym plusem minionego systemu komunistycznego była pewność posiadania pracy, która państwo miało zapewnić. Dzisiaj świat się zmienił, nie mamy problemów ze znalezieniem pracy tak jak to było po transformacji ustrojowej, a mimo to argument obawy utraty zatrudnienia przez młode kobiety wracające do pracy po urlopie macierzyńskim jest powszechnie podnoszony. Można powiedzieć, że żyjemy w najbardziej sprzyjających warunkach do rozwoju w historii naszej państwowości z masą możliwości. Identycznie jak w pozostałych krajach europejskich. Czy dotarliśmy do momentu maksymalnej populacji i zatracania instynktu przetrwania jak myszy Calhuna?
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz