Włoska kuchnia od lat nie wychodzi z mody. Trudno się dziwić: proste składniki, świetne rzemiosło i zwyczajny upór, by robić rzeczy porządnie. „Produkty spożywcze włoskie” to nie tylko oliwa, sery i wędliny. To też garść mniej oczywistych skarbów, które potrafią wnieść do domu zapach południa – czasem wystarczy łyżka, czasem plasterek.
Rzecz pierwsza: jakość. We Włoszech kuchnia nie udaje nauki ścisłej, a jednak trzyma reguły. Sery takie jak Parmigiano-Reggiano czy Gorgonzola dojrzewają tyle, ile trzeba, w warunkach, które nie są przypadkiem. To dlatego kruszą się pod nożem i pachną „lato + piwnica” (w najlepszym sensie). Podobnie z wędlinami: Prosciutto di Parma dojrzewa powoli, łapie powietrze i czas. Kto choć raz zjadł cieniutki plaster z kawałkiem chleba, ten już wie — tu nie ma drogi na skróty.
Nie ma rozmowy o kuchni włoskiej bez oliwy. Dobra extra virgin działa jak filtr: podbija smak, wygładza, czasem grzecznie gryzie w gardło. Oliwy z Toskanii bywają bardziej pieprzne i zielone, sycylijskie częściej owocowe, słoneczne. Którą wybrać? Tę, której zapach sprawia, że chcesz od razu maczać w niej kawałek bagietki. I tyle. Używaj do sałatek, do wykończenia zupy minestrone, na koniec na makaron — nie żałuj.
Makaron to włoska codzienność w najlepszym wydaniu. Mąka z semoliny, woda, czasem jajko. Brzmi skromnie, ale tekstura to cały trik. Al dente nie oznacza surowe — oznacza sprężyste. Prosty sos z pomidorów, czosnku i oliwy potrafi zrobić „wow”, jeśli zachowasz odrobinę wody z gotowania i połączysz wszystko na patelni. Spaghetti, penne, tagliatelle… Kształt dobiera się do sosu, nie odwrotnie (choć wiadomo, dom rządzi się swoimi prawami).
Włoskie desery nie są przesłodzone; częściej mają kropkę goryczki lub kwasowości. Tiramisu łączy kawę i kakao z kremowym mascarpone. Panna cotta — niby nic, a jednak wymaga czucia, by była drżąca, a nie gumowa. Cannoli chrupią, jedząc kruszymy pół stołu i trudno, tak ma być. W święta pojawia się panettone, a do deserów na szybko — zabaglione, lekki krem na żółtkach i winie. Zaskakująco proste, jeśli trafi się w proporcje.
Wino nie tyle domyka posiłek, co go prowadzi. Toskania, Piemont, Sycylia — nazwy regionów mówią równie dużo, co szczepy. Chianti czy Barolo lubią towarzystwo mięs i długo dojrzewających serów; Pinot Grigio natomiast robi miejsce rybom i owocom morza. Nie chodzi o reguły dla samej zasady. Chodzi o przyjemność dopasowania, o moment kiedy kęs i łyk mówią do siebie tym samym językiem.
Trzy składniki, zero stresu: dojrzałe pomidory + dobra oliwa + sól. I pieprz, jeśli trzeba.
I jeszcze trik: kapka oliwy na zupę czy grillowane warzywa robi końcowy szlif. Mała rzecz, duża różnica.
produkty włoskie są sumą uporu, czasu i pogody. Niby każdy może je kupić (coraz łatwiej), lecz to, jak z nimi obchodzimy się w kuchni, robi całą historię. Wystarczy kilka podstaw: oliwa, makaron, dobry ser, cienko krojona wędlina. Reszta to wyobraźnia, apetyt i odrobina luzu. Bo kuchnia ma karmić — i cieszyć — a te rzeczy Włosi opanowali do perfekcji.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz